Uznałam, że pomóc może tylko nowy pies.
Przeszukałam wszystkie hodowle sznaucerów w kraju, widziałam straszne
miejsca, gdzie nigdy nie powinny być hodowane psy, aż trafiłam do
Legnicy. Nie miałam wątpliwości, że hodowla spełnia wszystkie warunki,
by szczeniaczek stamtąd miał nie tylko rodowód, ale przede wszystkim był
zdrowy i mógł wyrosnąć na mądrego, zrównoważonego psa.
Grin urodził się w moje imieniny, 13 marca i
kiedy pierwszy raz, właśnie w marcu pojechałam do Legnicy by wybrać
szczeniaczka sam przyszedł do mnie i pokazał język z wielką czarną
plamą. Milva miała taką samą.
Nie szukałam dalej. Zarezerwowałam pieska, by wrócić po niego za 7 tygodni, kiedy mógł już rozstać się z matką.
Perspektywa
pojawienia się Grina była pierwszym od paru lat miłym zwrotem ku
lepszemu. Mój koniec XX wieku był bowiem niezwykle trudny i smutny.
Najpierw odeszła moja matka, potem straciłam córkę, wkrótce też
rozstałam się z Bankiem Światowym. Syn zamieszkał u siebie, a ja
postanowiłam wreszcie poświęcić czas mojej jakże zaniedbanej suni. Nie
pracowałam, próbowałam stworzyć własną firmę, Milva nagle była na
pierwszym miejscu.
I wtedy odeszła.
Czas
oczekiwania na przyjazd Grina wypełniła mi samo edukacja! Nauczona
przykrym doświadczeniem z Milvą, czym kończy się zaniedbanie psa w jego
wczesnych latach, chciałam przy drugim psie naprawić wszystkie błędy
popełnione przy pierwszym. Książki, internet - który już wtedy oferował
wszystko, forum dla sznaucerów, forum dla właścicieli psów - czytałam,
pytałam, rozmawiałam i kiedy wreszcie mogłam pojechać na początku maja
po mojego psiaczka, byłam może nie gotowa, ale wiedziałam, że czeka mnie
ciężka praca.
Pierwsza
rzecz to był kennel, taka żelazna klatka, tu z zabawkami i poduszkami, które specjalnie dla niego uszyłam.
Wg
fachowców, najłatwiejsza droga do nauczenia psa korzystania z
trawniczka, a nie parkietu przy załatwianiu swoich potrzeb. Idea była
tak, by psinka siedziała sobie w swoim domku, gdzie czuła się
bezpiecznie, szczególnie po rozstaniu ze swoim stadem. Regularnie,
początkowo co dwie godziny, piesio był wynoszony na trawnik. Jak wiadomo
pies nie nabrudzi w swojej 'budzie', a regularne wychodzenie na dwór,
gdzie sikał sobie na trawniczku, za każdym razem dostając nagrodę, w
błyskawicznym tempie utrwaliło właściwe skojarzenia.
W
miarę upływu czasu wychodzenie z klatki na dwór było coraz rzadsze, a
swobodne bieganie po mieszkaniu coraz dłuższe. W efekcie tego treningu
Grin niemal nigdy nie nabrudził w domu.
Kolejna
sprawa to były zabawki - pies się nudzi, pies gryzie co znajdzie. I w
kenelu i poza nim piesio miał pod dostatkiem swoich skarbów, które też
dostawał jako nagrody.
Marne zdjęcia, ale dla mnie bezcenne.
Tutaj ma jeszcze klapciate uszy. Wtedy jeszcze sznaucerom kopiowało się
uszy. Kiedy przywiozłam go od chirurga płakałam nad nim z żalu, że tak
cierpi i uważam, że zmiana przepisów i zakaz kopiowania uszu to bardzo
słuszna decyzja.
Inna sprawa, że głowa sznaucera z kopiowanymi uszami jest najpiękniejsza.
Tu z kolejną zabawką, swoim wężem.
Zabawki i przysmaki to była też część treningu w przyzwyczajaniu psa do zostawania samemu w domu.
Niemal
od pierwszego dnia, zostawiałam Grina samego, na początku na
kilkanaście minut, za każdym razem, tuż przed wyjściem dając mu nową,
albo schowaną zabawkę, albo przysmak. Moje wyjście z domu zaczęło mu się
kojarzyć z czymś przyjemnym, nie wywoływało stresu. Stopniowo
wydłużałam czas kiedy był w domu sam, przyzwyczaił się na tyle, że
nigdy nie było z tym później problemu. A zdarzyło mi się z powodu mojego
nowego zatrudnienia nie wrócić do domu przez 16 godzin! Nic się nie
wydarzyło, nawet nie nabrudził.
Trening i systematyczna praca z psem dały wspaniałe efekty.
I jeszcze jeden element - minimum 2 godziny i to nie spaceru, ale biegania, zabaw, szaleństw na dworze. Biegania po lesie
Spotkań z kolegami
Tarzania w błocie
W trawie
Zmordowany, szczęśliwy pies. A to spojrzenie mówi wszystko...
Ta
idylla trwała pierwsze trzy lata, kiedy pomimo podjęcia pracy w
Kancelarii Prezydenta, gdzie czas pracy normowany raczej nie był,
potrafiłam pogodzić troskę o psa z nowymi, niezwykle odpowiedzialnymi
obowiązkami. Poza tym najważniejsze okazały się te pierwsze tygodnie,
kiedy bardzo bliska współpraca z psem zaowocowała jego trwałymi
nawykami.
A rok 2003 miał niestety wprowadzić do tego spokoju sporo zamieszania. Ale o tym będzie dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz