Poza dwoma najbliższymi londyńskimi parkami, Primrose Hill i Regent's Park, gdzie Grin codziennie odbywał swoje psie spotkania i spacery, w niemal każdy weekend, w sobotę, albo niedzielę pakowałam Grina do samochodu i jechaliśmy na długie wędrówki po Hampstead Heath. To było zaledwie 15 minut samochodem od miejsca, gdzie mieszkałam. Samochód zostawał na specjalnym parkingu, a my ruszaliśmy w nieznane.
Z powodu rozległości terenu, gąszczu drzew i zarośli na początku nie od razu trafiałam tam gdzie chciałam trafić, a czasem sporo czasu zabierało mi odnalezienie drogi powrotnej do parkingu. Po pewnym jednak czasie charakterystyczne punkty, takie jak np. to drzewo wyznaczały drogę.
Drogowskazem była też wieża kościoła w Highgate.
Pies biegał swobodnie, jedynie w okolicach stawów rybnych na wszelki wypadek brałam go na smycz.
Szczególnie że był tam też staw, gdzie Grin uwielbiał się kapać. Po pewnym czasie doskonale pamiętał drogę do tego miejsca. Przez większość naszego pobytu nie było tam zakazu kąpieli dla psów, dopiero w ostatnim roku, po pojawieniu się tam stada kaczek, staw został ogrodzony.
Przed stawem znajdowała się ogromna otwarta przestrzeń prowadząca na Parliamentary Hill.
Przed stawem znajdowała się ogromna otwarta przestrzeń prowadząca na Parliamentary Hill.
Im wyżej, tym widoki piękniejsze
Było jeszcze jedno miejsce, gdzie czasem Grin wędrował na smyczy. To były okolice Kenwood House. Tam z widokiem na tę perełkę XVIII-to wiecznej architektury Londyńczycy organizowali sobie pikniki.
Siadywaliśmy tam czasem również, jeśli nie było akurat zbyt wielu ludzi. Grin obowiązkowo na smyczy.
Ta część Hampstead była całkowicie niedostępna dla psów w czasie rozlicznych wydarzeń muzycznych, jakie odbywały się na tej scenie, a właściwie muszli koncertowej.
Z daleka też omijałam bagienne, szczególnie po deszczach, części Hampstead. Grin, wielki miłośnik wody zniknął kiedyś w zaroślach w takiej okolicy, a kiedy ponownie się pojawił, miałam spore trudności z rozpoznaniem mojego psa.
Dowiezienie takiego psa do domu samochodem, z oczywistych powodów, wcale nie było proste. Opłukanie w stawie niewiele pomagało. Wiozłam więc bagiennego psa, a potem kąpiel w domu, długie sprzątanie łazienki, a samochód do myjni. Ale pies był szczęśliwy!
I ja też. To było i chyba zawsze pozostanie moje najbardziej ulubione miejsce w Londynie. Kiedy tylko znajdę się znowu w Londynie pójdę znów na taki nasz psi spacer. Tyle że Grina już tam wtedy ze mną nie będzie...
I ja też. To było i chyba zawsze pozostanie moje najbardziej ulubione miejsce w Londynie. Kiedy tylko znajdę się znowu w Londynie pójdę znów na taki nasz psi spacer. Tyle że Grina już tam wtedy ze mną nie będzie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz